Epilogos I
– Panie, zasypiacie. – Strażnik szturcha go dłonią.
Hymenaios łapie głęboki oddech. Zimny pot oblewa jego tłuste, drżące z braku snu ciało. Mężczyzna zamyka piekące oczy.
– Panie.
– Nie śpię – szepce. – Pilnuj dalej.
Hymenaios wstaje. Krąży po komnacie. Opiera się o ścianę. Walczy, ale jest zbyt słaby i znów przymyka oczy. Odpływa. Nim strażnik do niego doskoczy, zdąży zasnąć i zacząć śnić.
I
Kwadryga Heliosa przemierza przeraźliwie błękitny nieboskłon nad Kretikos Pelagos. Płowieją piaszczyste brązy spieczonej słońcem kreteńskiej ziemi. W bezwietrznej duchocie nie uświadczysz najmniejszego ruchu. Jedynie za kamiennymi murami Aptery kryją się życiodajne cienie.
Popołudniową porą, kiedy skwar już zelżał, Hymenaios przemyka zaułkami z pałacu swego ojca, basileusa, do zamienionej w magazyn strażnicy na tyłach zabudowań świątynnych. Jego opasłe ciało przepełnione jest lubieżnymi żądzami, dla których trzeba czym prędzej znaleźć ujście. Mężczyzna w ręku dzierży klucz, uzyskany jakiś czas temu od dowódcy straży za sowitą łapówkę. Ociekając potem, mija kolumnadę domu Ateny, trwożliwie zagląda do wewnątrz; ostatnio ktoś go nakrył i wołaniem przepłoszył. Teraz nikt go jednak nie widzi; nikt prócz Ateny Partenos z kości słoniowej o rubinowych oczach, podpierającej się złotą tarczą. Hymenaios przyspiesza kroku.
Jeszcze chwila i dociera do strażnicy. Wpycha klucz do zamka, otwiera i wpełza na piętro. Lubi to miejsce. Stąd ma doskonały widok na łaźnie kapłanek Ateny, wiecznych dziewic; nagie dziewczęta pląsają w basenach, śmieją się, oblewają kremowe ciała wodą z fontann. Zakazana niewinność skryta między ich nogami rozpala jego podniecenie.
Siada na zydelku, podwija tunikę i zaczyna się onanizować.
*
– Nie powinieneś był tu przychodzić!
Dudniący głos wytrąca Hymenaiosa z marzeń o nietkniętych ciałach, prąciu rozrywającym dziewicze błony i krwi zmieszanej z nasieniem. Mężczyzna obraca się.
– Raz już cię ostrzegłam…
Hymenaios, dostrzegłszy smukłe kolumny nóg, wąską kibić, widoczne spod delikatnej tuniki sterczące piersi, przyozdobione różowymi sutkami, wreszcie twarz – piękną a surową – nie wytrzymuje i z jękiem strzela. Nasienie ścieka po powierzchni Egidy.
– Przepraszam – mamrocze, czerwieniejąc na obwisłych policzkach.
– Hymenaiosie! – Głos kobiety jest przeraźliwy jak uderzenie pioruna. – Chciałam cię jedynie przegnać, lecz teraz doświadczysz mego gniewu! Nie potrafiłeś zapanować nad marzeniami, żądzom dając upust na pokalanie moich kapłanek. Będziesz więc przeklęty. Marzenia nad tobą wezmą władzę i wszystko, co we śnie zamarzysz, prawdą się stanie.
Mężczyzna pada na kolana, błagać o przebaczenie, lecz w izdebce jest sam.
Nad Apterą zapada zmierzch.
*
Przerażony Hymenaios biegnie przez kamienne ulice. Przeklina swoje imię, nadane na pamiątkę poczęcia. Ojciec jego bowiem po zaślubinach wyruszył razem z wojami z Knossos na wojnę z Polirenią, spędziwszy tylko jedną noc z małżonką i zostawiając ją brzemienną. Imię zaszczepiło w nim pragnienie, by spełnienia cielesnego dokonywać tylko z dziewicami; żona dawno temu oddała mu swą niewinność, zaś młode dziewczęta go nie chciały, mógł więc jedynie zanurzyć się w marzeniach.
Stanąwszy u progu domu, Hymenaios myśli o tym, by klątwę obrócić na swoją korzyść. Układa się do spania, wygania żonę, wyobraża sobie piękną kapłankę Hebe i zamyka oczy.
Hymenaios chce zapanować nad snem.
II
Mężczyzna budzi się przed południem.
Próbuje sobie przypomnieć, o czym śnił – resztki obrazów, pozostałych w jego umyśle, układają się w wizję upojnej nocy, podczas której uczynił Hebe kobietą i nauczył ją sztuki cielesnej rozkoszy.
U wejścia do domu zaczyna się harmider. Hymenaios, zawezwany przez straże, ubiera się i idzie porozmawiać z najwyższą kapłanką świątyni Ateny.
– Panie – mówi kobieta. – Odkryłyśmy, że jedna ze służek bogini złamała śluby czystości. Wyjawiła nam, że to wy ją nawiedziliście w nocy…
– Ja? – pyta z nieskrywanym zaskoczeniem Hymenaios.
– Pani – odpowiada jego małżonka. – Mąż spędził całą noc w naszym łożu.
– Pan nie opuścił w nocy pałacu – dodaje strażnik.
To jest prawda, myśli zdumiony Hymenaios, moje sny zmieniają rzeczywistość. Wizyta kapłanki utwierdza go w przekonaniu, że potrafi zapanować nad nocnymi marzeniami. Z niecierpliwością zaczyna wyczekiwać zmierzchu.
Wraca do pałacu, wykonać przypisaną pracę urzędową, a z nastaniem wieczoru udaje się na agorę.
*
– Co się dzieje? – pyta, widząc tłum płynący w kierunku bramy miejskiej.
– Skazali jedną z kapłanek na śmierć – ktoś odpowiada.
Hymenaios z pomocą swoich strażników przepycha się ku murom. Chce powstrzymać egzekucję, ale jest już za późno. Na stoku w promieniach zachodzącego słońca lśni przywiązane do pala blade ciało Hebe. Na szyi dziewczyny zaciśnięto już pętlę. Tłum buczy.
Wstrząśnięty Hymenaios wraca do pałacu.
*
Mężczyzna jest przepełniony żalem. Przewraca się z boku na bok; obrzydzenie wobec motłochu, radującego się śmiercią Hebe, przepełnia jego myśli. W końcu zasypia niespokojnym snem.
Nocna mara przynosi zagładę.
Śni o tym, jak kamienne mury spadają na oprawców dziewczyny, jak rozgniatają rozbawione twarze gapiów. Jakaś cząstka jego podświadomości mówi, że rozeźlonym bogom trzeba złożyć ofiarę – nagle widzi, jak basileus-ojciec w ofierze otwiera nożem gardło jego żony. Tryskająca krew…
Hymenaios budzi się z wyciem.
III
Trzęsienie ziemi nawiedziło miasto.
Z okien szczęśliwie ocalałego pałacu widać zawalone domy, spanikowanych mieszkańców, próbujących ratować bliskich. Oszalały Hymenaios biega po korytarzach, szukając małżonki. Nie ma jej. Rusza na plac świątynny. Tam płonie błagalny stos, skropiony krwią ofiar. Na płótnach złożono ciała kobiet.
– Taka jest wola bogów, synu – mówi ojciec.
*
Hymenaios nie śpi już szóstą noc. Zamknął się w pałacowej wieży i nakazał strażnikom zmieniać się i pilnować, by nie zasnął. Chodzi po komnacie, siedzi, znów chodzi, jego ciało cuchnie potem, wnętrzności przewracają się jak rozgotowane warzywa w garnku. Nie śpi. Boi się snów. Jednak nie potrafi nad nimi zapanować. Błaga boginię, by cofnęła klątwę.
Atena milczy.
Epilogos II
Hymenaios ponownie otwiera oczy. Widzi przed sobą ciało ojca, przebite sztyletem. Słyszy wycie przerażonego strażnika. Wie już, co czai się w głębi jego snów. Wie również, że nad nimi nie zapanuje.
Otwiera okiennicę i wyskakuje.