Fap fap fap
Obudził mnie dźwięk, jakby ktoś trzepał sobie konia.
Fap fap fap
Otworzyłam oczy. Przede mną stał krasnoludek i trzepał sobie konia patrząc na moje cycki.
– O kurwa.
Krasnoludek znieruchomiał.
-Kurwa, zwariowałam. Przeżywam trudne chwile, mam problemy. I zwariowałam…
Krasnoludek miał nieproporcjonalnie dużego fiuta…
– Kurwa – powiedział. A potem znikł…
Zamknęłam oczy. Otworzyłam oczy. Nie było żadnego krasnoludka. Ale przecież był. Normalny taki. W t-shircie, w jeansowych spodniach, w teksasach – pomyślałam – opuszczonych do kostek teksasach. W kubotach. Z zegarkiem na ręce. Z rudą brodą. Zamknęłam oczy.
Nie było żadnego krasnoludka, przyśniło mi się. Jestem zmęczona, mam nieuporządkowane życie, stres. I głupie sny. Wstałam, żeby zaparzyć sobie kawę.
Przez następne 15 dni nie widziałam żadnego krasnoludka. Za to budziłam się w nocy i przewracałam z boku na bok do rana.
W czwartek obudził mnie w nocy blask monitora. Na środku sypialni siedział krasnoludek z niebieskim laptopem na kolanach. Dla odmiany, ubrany. Patrzył na mnie. Odruchowo się przykryłam – od pewnego czasu śpię nago. Drań się uśmiechnął i powiedział:
– Cześć.
– Eeee. Czeeeść.
– Widzisz mnie?
– Co, kurwa?
– A co ty tak przeklinasz?
– Tylko gdy widzę krasnoludki, kurwa.
– No już, już…
– Ty mówisz po naszemu?
– A po jakiemu mam, skoro tu mieszkam?
– Kurwa.
– Dobra, czyli mnie widzisz i słyszysz. – powiedział i wklepał coś w laptopika. – Bo wiesz, nie zawsze to działa…
Nagle mnie olśniło.
– To przez ciebie się budzę po nocach! Przyłazisz tu i mnie budzisz! Tylko ciebie nie widze!
Zaczerwienił się! Krasnoludek się zaczerwienił! Jeśli komuś o tym powiem, zamkną mnie w pokoju bez klamek.
– Jak to kurwa jest, że istniejesz? Przecież ciebie nie ma. Nie ma krasnoludków. Są bajki, podania, baśnie, Kingsajz…
– Nooo… wiesz. Jesteśmy jak zapach, który czuje pies. Istniejemy gdzieś obok, teraz i przedtem, jednocześnie. Czasem ktoś potrafi nas dostrzec, czasem tylko wyczuwa, gdzieś na krawędzi. Ale my istniejemy. I Wy również. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Zdarzają się miejsca i czas, kiedy się spotykamy. Tak było zawsze. Tylko kto w to dzisiaj uwierzy? – poprawił czapeczkę, która zsunęła mu się na tył głowy podczas opowieści – No kto?
Nim zdążył do końca zadać to pytanie, zaczął falować i załamywać się, jakby był wodą do której wpadł kamień.
– Kurwa.. – dobiegło mnie zanim całkiem zniknął.
– …mać – dodałam od siebie siadając na łóżku.
Siedziałam tak, aż zaczęło świtać. Potem poszłam drapać szyby w samochodzie, bo jakoś muszę dojechać do pracy. Kurwa.
Następnej nocy nie mogłam zasnąć. Siedziałam i siedziałem, aż mnie rozbolała dupa. Po czterech dniach nocnych czuwań byłam skłonna z niewyspania przyznać, że to wszystko mi się przywidziało. Obejrzałam dwa sezony na Netflixie, przeczytałam w Wysokich Obcasach artykuł „Aplikacje randkowe to zabawa dla kobiet o silnych nerwach, które zniknięcie faceta przyjmą ze spokojem”, obejrzałam 3 razy Kigsajz, wyprałam dywan, umyłam okna i gapiłam się przez nie na Księżyc w pełni.
– Cześć – rozległo mi się za plecami a ja dostałam zawału
– Kuurwaaa!! – wybuchnęłam odwracając się gwałtownie – Chcesz mnie zabić!?
Krasnoludek siedział sobie jakby nigdy nic na świeżo wypranym dywanie. Szczerzył się jak kot z Cheshire.
– Za dużo masz zębów? – zapytałam grzecznie – bo mogę pomóc.
Wyszczerzył się jeszcze bardziej. Mimo woli też się uśmiechnęłam. Zaczynam się przyzwyczajać do krasnoludka w sypialni. To nie brzmi dobrze.
– Znowu znikniesz w połowie? – zapytałam – i właściwie czemu jesteś jak wypłata – pojawiasz się i znikasz?
– Ach to..– zasępił się – nie wszystko jeszcze działa jak powinno – powiedział z ociąganiem.
– Zaraz – przerwałam mu – jesteś krasnoludkiem?
– Noooo – potwierdził
– Inne krasnoludki też istnieją?
– Nooo
– Od dawna?
– Nooo
– I pojawiacie się u nas?
– Nooo, nie..
– Jak kurna nie, jak tak?
– Nooo..
– Powiedz jeszcze raz nooo…..
– Nie
– Co nie?
– Nie pojawiamy się. To znaczy czasem się pojawiamy. Raczej z przypadku, koincydencji…
– No zaraz mnie potarga – wściekłam się – tak czy nie?
– Nooo..
Ruszyłam w jego kierunku
– Noowięc nie robimy tego specjalnie – wyrzucił szybko z siebie – to znaczy ja specjalnie, ale inni nie!
Zatrzymałam się metr od niego i pochyliłam. Jego zielonkawo-złote oczy znalazły mój dekolt.
– Nie przestawaj
– Coo? – oderwał wzrok – Co?
– Nie przestawaj mówić. Pojawiacie się u nas czy nie?
– Wiesz co by się stało, gdyby każdy mógł to zrobić?
– Nie wiem.
– No ja też kurwa nie wiem. Ale pewnie wszyscy by chcieli. Poza tym, to jest możliwe, więc się da. Pewnie nasza Rada wie. I pewnie wasi prezydenci, tajne służby też. Zapewne kontaktują się od lat. Widujemy różne dziwne rzeczy na niebie, w lasach. Nie wszyscy w was wierzą.
– Co? – powiedziałam zdziwiona.
– No a jak myślisz? Przecież my was też nie widujemy na co dzień. Jesteście dla nas równie niecodzienni jak my dla was. Jesteście…. Wielkoludkami.
– Zaraz, a te wszystkie UFO, światełka na niebie, abdukcje – pomyślałam na głos – to wy czy nie wy?
– Nooo – spojrzał z szeroko otwartymi oczami – my też widujemy światełka….
– Zaaaraz. A jak ty się tu dostałeś?
– Ja?
– Nie, kurwa, święty Mikołaj, No a z kim rozmawiam?
– No, ja prowadzę takie badania, od lat, i wyliczyłem, że jeśli wykorzystam oscylacje w parametrze stałej Yarpena-Drevesa, to fluktuacja może, choć nie musi, ale może, przełamać interferencje falowej struktury świata…
– Ocho – przerwałam mu bezceremonialnie – dobra, chodź na dół bo bez wspomagania tego nie przełknę.
– Co? Nie mogę! Zobaczą mnie! Nie można…
– Taaa, a ja niby mogę bo jestem ekstraordynaryjna, jednorożce do mnie przychodzą położyć głowę na podołku a kwiaty tulą swe płatki z zazdrości.
– Noo, eeeee, to był wypadek..
Dałabym głowę, że się zarumienił..
– Dobra, dobra, – nie chciało mi się dyskutować – chodź. I tak nie ma nikogo w domu – dodałam i mimowolnie westchnęłam.
Spojrzał na mnie z ukosa ale podreptał za mną do kuchni. Przygotowałam kanapki i odpaliłam toster. Na kawę było jeszcze trochę za wcześnie, ale co mi tam. Jeśli o 3 w nocy jesz tosty, to wiedz, że coś się dzieje.
– Dobra – powiedziałam gryząc pierwszy – no to tłumacz te swoją magię.
– No więc – przybrał pozę belfra – nasza rzeczywistość ma strukturę falową. Wszystko co nas otacza jest, mówiąc w skrócie, falą. Na przykład światło. Jeśli przepuścimy je przez filtry zacznie interferować ze sobą tworząc ciemne i jasne linie. Odnosząc to do materii, wy nazywacie to kwantową rzeczywistością a u nas ta teoria jest znana jako stała Yarpena-Drevesa. W tym modelu jasne linie to wasz świat, ciemne – mój. Z kwantowości świata wynika wielowymiarowość rzeczywistości. Jeśli wpłyniemy na interferencje fali, będziemy mogli przeskoczyć do jasnej lub ciemnej linii.
– I ty wpływasz? – zapytałam znad trzeciego tosta
– Nooo… bardziej się dopasowuję, niż wpływam.. – powiedział i myślał chyba że zabrzmi to skromnie ale oczy to świeciły mu się niemal na złoto z podniecenia. – Wiesz, Księżyc robi swoje, dziś jest czternasty lutego, to ważne, bo mamy Księżyc w znaku Wagi i Skorpiona, a w aspektach planet opozycję Księżyca z Uranem i trygon z Merkurym.. Wiesz, to pomaga tworzyć wibracje i zmieniać interferencje..…
– Taaa, no taak..– powiedziałam inteligentnie – Bynajmniej. Rozejrzałam się po kuchni. – A jak jest u ciebie?
– Co?
– No jak wygląda twój świat? Jest taki sam? Macie miasta? Czy mieszkacie pod kapeluszami muchomorków? Potraficie latać na księżyc? Macie samochody? Deskorolki? Instagrama?
– Nooo.. – Jest trochę inaczej… – zacukał się – znaczy całkiem inaczej….
Rozejrzałam się ponownie po pustej kuchni…
– Dobra – podjęłam decyzję – to mnie tam zabierz.
– Eeeeee, Co? – spłoszył się – Eeee, to by wymagało eeee kalibracji, obliczeń… musiałabyś być eeeee nago, – Nagle zapłonił się jak piwonia. – Eeeee kalibracja azymutu przy stałej Yarpena-Drevesa, i mamy trygon a w pełni jest jeszcze…… mamrotał bez sensu. I patrzył tam gdzie mam cycki. Wstałam.
– A właściwie jak ty się nazywasz?
– No. Yyy.. Dreves…– wydukał
– Ten Dreves od tej stałej?
– No… ten – przytaknął, a oczy świeciły mu się na złoto.
– Dobra, to przestań pieprzyć i chodź – powiedziałam idąc w kierunku sypialni. – Pokażesz mi trochę tej swojej magii – mruknęłam pod nosem, rozpinając pierwszy guziczek…