– Utracono kontakt z sondą.
Dyrektor Yi Shilan westchnął i odwrócił wzrok od ekranu.
– Bez sensu. Tak niczego nie osiągniemy – stwierdził po chwili.
Troje techników nadzorujących przebieg misji siedziało skonsternowanych, zerkając na obraz transmitowany z orbitera. Tajemniczy obiekt, nazwany „Czarodziejską Kulą”, zakrzywiał światło w niesamowity sposób. W dodatku, chociaż miał rozmiary wieżowca, jego masa wskazywała raczej na ogromną planetoidę, porównywalną z Ceres.
– Ależ… Pomiary wykonywane przez sondy…
– Zebraliśmy już mnóstwo pomiarów. Gromadzimy terabajty danych. I co z tego wynika? Nic. Nie można wysłać nawet jednego fotonu z powierzchni obiektu.
– Mamy więcej problemów – zauważył jeden z techników, wyraźnie chcąc jeszcze bardziej pogorszyć nastrój Shilana. – Wczoraj Europejczycy wystrzelili własny orbiter. Kiedy się dowiedzą, czym jest Kula…
– Amerykanie też wkrótce dołączą. Robi się tłoczno, cholernie tłoczno.
Dyrektor zamyślił się.
– Trzeba spróbować ze statkiem załogowym.
– Wiedziałam! Chce pan posłać ludzi na śmierć?!
Zwrócił się w stronę wzburzonej programistki.
– Jak sama zauważyłaś: mamy pomiary. Do chwili przejścia przez „horyzont” sondy nie doznały żadnych uszkodzeń, a zarejestrowane przeciążenia były minimalne. To nie może być normalna czarna dziura, bo przy takich rozmiarach rozerwałaby na strzępy wszystko, co się do niej zbliża. Oczywiście nie twierdzę – kontynuował podniesionym głosem, ponieważ kobieta nadal chciała się kłócić – że lot na pewno da się przeżyć! Nie będziemy nikogo zmuszać do udziału, polecą tylko ochotnicy. W zasadzie już wczoraj to postanowiłem.
– Nie będzie wielu chętnych – powiedziała ze złością programistka.
– Przeciwnie. Będzie ich całe mnóstwo, a statek musi być mały, więc zrobimy losowanie. Ale pierwsze miejsce na pokładzie i tak zaklepuję ja. – Widząc zszokowane wyrazy twarzy swoich podwładnych, dyrektor dodał: – No co? Nie żartuję. Może boicie się nieznanego, ale mnie już wszystko jedno. Mam siedemdziesiąt dziewięć lat. Śmierć starca to niewielka strata. A jeśli istnieje chociaż mała szansa, że jeszcze mogę się przysłużyć ludzkości… przyjmę ją z chęcią.
*
Shilan siedział w ogrodzie i popijał whisky z lodem. Córka dyrektora, która wpadła z wizytą, wzięła piwo i zajęła leżak obok.
– Co to za gra? – zapytał, wskazując bawiące się wnuki. Były ubrane w kombinezony sensoryczne i szalały w rozszerzonej rzeczywistości, poruszając się przy tym w bardzo dziwaczny sposób.
– Budują jakieś stwory, a potem drugie musi w ciele tego stwora przejść tor przeszkód… nie zrozumiałbyś. Zresztą sama nie bardzo rozumiem. – Przerwała, przypatrując się, jak syn pełznie po trawniku i rozrzuca nogi, jakby płynął w gęstym żelu. – Odnoszę wrażenie, że im dziwniejsze kreacje, tym lepiej.
Dyrektor pokręcił głową.
– Dzisiejszy świat… Urodziłem się w niewłaściwym stuleciu.
– Dlatego chcesz lecieć na Kulę? Tato, chyba uciekasz od życia, za którym nie nadążasz.
– Niewykluczone. – Pociągnął łyk whisky. – Masz prawo tak myśleć. Zarząd też uważa, że postradałem zmysły, ale przynajmniej nie mogą mi zabronić lecieć, nawet jeśli bardzo by chcieli.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu.
– Połączenie przychodzące od pana Zhena – odezwał się komunikator. Zhen Yaobeng był konsultantem rządowym w chińskiej agencji kosmicznej.
– Odbierz.
Ukazał się hologram mężczyzny w garniturze, wyraźnie zdyszanego.
– Sprawy się skomplikowały – zaczął bez powitania. – Mało powiedziane. Kurwa! Yi, gdzie ty w ogóle jesteś?!
– Kulturalnie upijam się w swoim domu. A co?
– Europa i Ameryka wystosowały do nas poselstwo! Wspólne, rozumiesz? Europa! I Ameryka! Wspólne!
– Do rzeczy, do rzeczy!
– Domagają się, żeby razem z tobą polecieli ich przedstawiciele. Cesarz otworzył specjalną konferencję.
Shilan skrzywił się.
– Mamy wybrany statek, a dzisiaj zrobiłem losowanie wśród pracowników, którzy zgłosili…
– Nic nie rozumiesz. Nie lecisz tym złomem. Ameryka podstawia nowiutkiego skoczka, z systemem obronnym i zapasowymi zbiornikami wodoru. Europa dorzuca kapsuły hibernacyjne i androida z AI siódmej generacji. To już nie jest jakaś twoja prywatna krucjata!
Lekko zamroczony alkoholem Yi przez dłuższą chwilę próbował pojąć, co zaszło, ale nic nie wskórał.
– Ech? – wyjąkał wreszcie.
– Chłopie, nie widziałeś wiadomości? Zrobiła się afera na światową, nie, na kosmiczną skalę! Europejczycy ogłosili, że Kula jest wejściem do tunelu czasoprzestrzennego! To prawda?
– Nasze rozumienie tuneli jest zbyt słabe, żeby móc stawiać jednoznaczne…
– Prawda czy nie?
– Może. Nie wiem. Szansa jest.
– Wkurzyli się, że chcesz mieć monopol na coś takiego. Cesarz osobiście kazał do ciebie zadzwonić. Zrozum, polityka jest pełna delikatnych niuansów, nie chcemy wywoływać niepotrzebnych konfliktów… Zresztą, pomyśl, jak to wygląda na arenie międzynarodowej! Trzy imperia jednoczą się przed zagrożeniem z zewnątrz!
– Jakim zagrożeniem?
– Praktycznie wszyscy nas poparli. Księżyc, Australia, Indie, wszyscy. Przerzucają się, kto da więcej sprzętu, musimy grzecznie tłumaczyć, że wielki statek nie przejdzie przez tunel, więc dodatkowe wyposażenie się nie zmieści!
– Jakim zagrożeniem?
Konsultant westchnął.
– Shilan, posłuchaj. Nie wiemy, czym jest Kula i skąd się wzięła…
– I dlatego wysyłamy najdroższy statek? Chociaż może ten cały tunel donikąd nie prowadzi i po prostu nas zmiażdży? Czekaj. Zaraz. System obronny? Statek jest uzbrojony?!
– Odpuść. Nie pytam o zgodę, tylko informuję, że zaszły zmiany. Chciałeś się przysłużyć ludzkości i nie odbieramy ci tego, ale musisz zaakceptować fakt, że Kula nie jest twoją prywatną własnością. To za duża sprawa, żeby powierzać ją jednemu człowiekowi. Później zostaniesz powiadomiony o terminach, ale na pewno ogarniemy wszystko szybciej niż planowałeś, więc trzeźwiej i pakuj się.
I zniknął.
– Zdaje się, że jednak nie masz ostatniego słowa – zauważyła córka dyrektora, przysłuchująca się wymianie zdań z rozbawieniem.
– Kompletnie powariowali, czy jak? – Spojrzał na szklankę, którą trzymał w dłoni. Zostało w niej jeszcze całkiem sporo whisky. – I nie będzie mówił Zhen, żebym trzeźwiał. Nalałem sobie, to wypiję. – Po czym wychylił resztę alkoholu duszkiem.
*
Shilan wszedł na pokład amerykańskiego statku niecałe trzy dni później.
– Panie Yi – powitał go mocny, żeński głos, kiedy przeszedł przez śluzę ze stacji. Zobaczył kobietę w średnim wieku, ubraną w wojskowy uniform. – Jestem Susan Goff, porucznik armii Imperium Obu Ameryk. Witam na pokładzie Perseusza.
Potrząsnął jej dłonią. Miała silny chwyt.
– Zdawało mi się, że to nie jest misja wojskowa, tylko badawcza – powiedział ostrożnie.
– To statek armii amerykańskiej. Przepisy wymagają, by pilotował go amerykański żołnierz.
– Dlaczego akurat pani?
Odwróciła wzrok.
– Powiedzmy, że z powodów osobistych zostałam uznana za najlepszą kandydatkę. Nie mam obowiązku się panu tłumaczyć.
– Absolutna prawda.
Rozejrzał się po statku.
Z powodu małego rozmiaru Kuli, także i statek musiał być niewielki. Mieli do dyspozycji przestrzeń kilkudziesięciu metrów kwadratowych w postaci długiego korytarza, z wydzielonymi trzema prywatnymi kwaterami. Właz w podłodze sugerował istnienie drugiego poziomu. Do kokpitu prowadził drugi właz, w tej chwili otwarty. Zaintrygowany Shilan wszedł do środka.
Nie było okien: ściany pokrywał jeden wielki ekran, zdolny pokazywać otoczenie statku we wszystkich kierunkach naraz. W kabinie były trzy fotele – jeden wysunięty dla pilota i dwa tuż za nim – oraz stosunkowo prosta konsola sterująca.
– Nie tego się pan spodziewał? – zapytała Susan, wchodząc za nim.
– Myślałem, że będzie więcej przycisków, dźwigienek, diod…
Zaśmiała się.
– Mamy 2080 rok! Armia amerykańska inwestuje w technologie wojskowe więcej niż Chiny. Perseusz jest sterowany głównie moim implantem mózgowym.
Yi prychnął.
– Jasne. Toaletę też pani kontroluje telepatycznie?
– Prymitywny żart, doprawdy.
– A co jest na dole?
– Sprzęt, hibernatory, zapasy. Chwilowo nie musi pan tam schodzić.
Dyrektor zaniepokoił się.
– Proszę pokazać, jak się otwiera ten właz.
– Skoro pan nalega…
Drugi pokład, większy niż pierwszy, po brzegi wypełniały najróżniejsze pudła i pojemniki – silnie skoncentrowane racje żywnościowe, części zamienne, instrumenty pomiarowe, skafandry. Znajdowały się tu także europejskie hibernatory – trzy kabiny, zdolne utrzymać ciało człowieka na skraju śmierci klinicznej nawet przez setki lat. Wreszcie, uzbrojenie.
Mnóstwo uzbrojenia.
Yi ze zgrozą przyglądał się arsenałowi, jaki zabierali: karabiny elektromagnetyczne, pociski rakietowe, drony bojowe – zaawansowane humanoidalne roboty. W końcu jego uwagę przykuł duży, sferyczny obiekt na samym końcu magazynu, oznaczony czerwonymi plakietkami z napisem „Materiały rozszczepialne”.
– Co to jest?
– Mikrogłowica termojądrowa o mocy jednej megatony.
– Że jak?!
– Panie Yi, to wszystko jest standardowym wyposażeniem amerykańskiego statku bojowego. Nie wiadomo, co może znajdować się po drugiej stronie tunelu. Mówiono mi, że jest pan pacyfistą, dlatego nie chciałam…
– …żebym oglądał zbrojownię? Lecimy na wojnę? Nawet jeśli ten tunel prowadzi gdziekolwiek, a po drugiej stronie czeka jakaś cywilizacja agresywnych kosmitów, co nam przyjdzie po bombie termojądrowej? Prędzej wysadzimy w powietrze samych siebie niż obcych!
Susan prychnęła.
– Głowica to nie beczka prochu. W tej chwili nie jest groźniejsza niż aparat rentgenowski i tylko ja mogę ją uzbroić. Proszę uwierzyć, że nie zamierzam tego robić, chyba że zajdzie absolutna konieczność.
– Wspominano mi o systemie obronnym, a wszystko, co widzę, służy do ataku!
– Najlepszą obroną jest atak. Ale mamy też ekranowanie, chroniące przed polem magnetycznym i laserową tarczę antyrakietową. Pan wybaczy, muszę wracać do przyjmowania ładunku.
– Nie cierpię pieprzonych Amerykanów – mruknął pod nosem dyrektor, kiedy porucznik przeszła na górny pokład.
*
– Panie Bassogog, jestem Susan Goff, porucznik armii Imperium Obu Ameryk. Witam na pokładzie Perseusza.
– Cześć, Susan! Mów mi Paul. A to jest Stef.
– Dzień dobry, jestem androidem STE-F2. Czy mam podpiąć się do komputera statku?
Yi siedział w kokpicie, sprawdzając możliwości instrumentów pokładowych. Susan poinstruowała go, że może w zasadzie robić co chce, bo bez autoryzacji komputer i tak nie uruchomi silnika, ani nie poda żadnych tajnych danych. Dyrektor odkrył już, że – jak na statek wojskowy – Perseusz zabierał naprawdę dużo sprzętu badawczego, wliczając w to zaawansowany system CloudProbe, w skrócie nazywany “chmurą”. Był to rój małych sond kosmicznych, mogący służyć za zwierciadło teleskopu, detektor fal grawitacyjnych lub niemal dowolnych innych sygnałów. Niechętnie musiał przyznać, że Amerykanie wykonali kawał dobrej roboty.
Kiedy usłyszał, że przybył trzeci – a także, w pewnym sensie, czwarty – członek załogi, oderwał się od tego zajęcia i wyszedł z kokpitu, by ich powitać.
Paul okazał się drobnym, czarnoskórym mężczyzną z radosnym wyrazem twarzy. Nie poprzestał na złapaniu dłoni, którą Susan wyciągnęła do powitania, ale od razu przytulił zaskoczoną kobietę. Nie sposób było nie uśmiechnąć się na widok tak poczciwego faceta.
– Shilan! Witaj, chłopie!
– Cześć, Paul.
Bassogog przecisnął się obok Susan i dyrektor także otrzymał solidny uścisk. Chociaż spotkali się pierwszy raz w życiu, już zaczynał lubić Paula.
– Tylko odbieranie. Komputer i tak nie przyjmie żadnych poleceń od ciebie – powiedziała speszona porucznik, przypominając sobie o pytaniu androida.
– Oczywiście.
Android miał postać ładnej dziewczyny o skandynawskiej urodzie, również promiennie uśmiechniętej. Miała ze sobą coś przypominającego torbę podróżną.
– Dyrektorze Yi – ukłonił się robot.
– Witaj. Co tam chowasz?
– Zapasowe źródło zasilania. Mogę działać bez ładowania przez trzydzieści dni dzięki reaktorowi, który zakamuflowano pod postacią torby.
– Sprytne!
– Potrafi dużo więcej – dorzucił Bassogog. – To chodzące i myślące laboratorium, ochroniarz, baza danych…
– Dobrze, rozumiemy…
– Zaraz. Są tylko trzy fotele – zauważył Shilan.
– Mi fotel nie jest potrzebny.
Android wysunął jedną nogę do przodu i zgiął w kolanie, a dłonie przyłożył do ścian korytarza. Rozległ się cichy odgłos, jakby ktoś lekko uderzył w dzwon.
– Magnesy w dłoniach i stopach wytrzymują znaczne przeciążenia. Nie musicie się martwić.
Mówiąc to, Stef cały czas się uśmiechała. Yi zaczął się zastanawiać, czy zaprogramowano jej jakieś inne wyrazy twarzy.
*
Lot za orbitę Marsa, gdzie przebywała Kula, trwał kilka tygodni. Przez ten czas niewiele rozmawiał z Susan, niby pochłoniętą zadaniami, chociaż statek prawie wszystko robił sam. Paul za to mówił bez przerwy.
– Wy jesteście sławni. Wielki profesor Yi, najmądrzejszy astrofizyk świata…
Shilan zrobił nieszczęśliwą minę.
– …i wspaniała porucznik Goff, z elitarnej eskadry Harpii! Ja jestem nikim. Przysłali mnie, bo jestem reprezentatywny. Wiesz, standardowa historyjka, facet urodził się w biednej rodzinie, za wszystkie oszczędności rodziców wyjechał na studia, a teraz poleciał w kosmos, żeby pokazać obcym, do czego zdolni są ludzie. Poza tym, Europa stara się zacieśniać więzy z Unią Afrykańską, więc dyplomatycznie jestem właściwego koloru.
– Z pewnością było wielu innych kandydatów?
– Jasne. Ale oni nie byli wystarczająco medialni. Kiedy miałem dwanaście lat, sam Imperator, to znaczy jeszcze wtedy prezydent Unii Europejskiej, przyjechał do naszego miasteczka z wizytą. Jestem na jednym, jedynym zdjęciu, które zrobił sobie z dzieciakami z okolicy, żeby zdobyć poparcie imigrantów afrykańskich w następnych wyborach. Po latach dziennikarze mnie znaleźli i stałem się maskotką.
Yi pokiwał głową ze zrozumieniem. Polityka, a jakże.
*
Dwa dni przed końcem lotu Shilan przeglądał artykuły prasowe na temat Kuli. Niektóre były całkiem zabawne.
ASTROLODZY NIE SĄ ZGODNI: “Czarodziejska Kula” to portal do piekła, nieba czy czwartego wymiaru? “To dla nas wielka szansa”, mówi znany brytyjski wróżbita Kevin Star. “Kula właśnie wchodzi w znak Byka, co w połączeniu z korzystnym położeniem Jowisza oznacza nadchodzące zmiany na lepsze. Kosmogram pozwala stwierdzić, że…”
Inne, skierowane do bardziej trzeźwo myślących odbiorców, odnosiły się do sprawy sceptycznie.
Naukowcom z Uniwersytetu w Cambridge wciąż nie udało się dopasować tak zwanej “Czarodziejskiej Kuli” do teorii tuneli czasoprzestrzennych. “Obiekt znacznie bardziej przypomina pierwotną czarną dziurę niż wlot tunelu”, przyznaje Aleksandra Tuimebaeva, kierowniczka zespołu badającego dane z sondy Dante. Podobne zdanie…
Jednak następny nagłówek zmroził dyrektorowi krew w żyłach.
TŁUMY CHĘTNYCH USTAWIAJĄ SIĘ DO KUPNA BILETU W JEDNĄ STRONĘ
Jak podaje biuro prasowe firmy Stellar Explorer, napłynęło ponad tysiąc zgłoszeń na lot w jedną stronę do “Czarodziejskiej Kuli”, chociaż od pojawienia się oferty na stronie firmy nie minęła jeszcze doba. “Jesteśmy w szoku”, przyznaje prezes Stellar Explorera, Nathan Summers. “Bardzo wyraźnie informowaliśmy wszystkich zainteresowanych, że nie ma podstaw, by sądzić, że z takiej podróży można powrócić. Mimo to większość z nich wyrażała chęć zakupienia biletu lub nawet kilku. Przypomnę, że oferta nie jest na razie wiążąca. Mogą wystąpić problemy organizacyjne”.
Co kieruje ludźmi, którzy zdecydowali się na taką “wycieczkę”? Udało nam się dotrzeć do kobiety, która twierdzi, że zarezerwowała już miejsce.
“Przecież to najbardziej ekscytujące wydarzenie w historii ludzkości! Od dziecka uwielbiałam podróżować, zwiedzać nowe miejsca, doświadczać nowych rzeczy, ale zawsze mi czegoś brakowało, nie czułam się spełniona. A kiedy usłyszałam o Kuli, wiedziałam. Nadeszła szansa, by poznać odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania. Wiem, że szansa to nie pewność, ale czy w życiu w ogóle może być coś pewnego?”
Wypowiedź nie podobała się Shilanowi tym bardziej, że odnajdywał w niej odbicie własnych myśli. Czy słowa o “przysłużeniu się ludzkości” były tylko przykrywką, a podświadomie dążył do poznania jakiejś prawdy ostatecznej? A może, co gorsza, usiłował jedynie popełnić widowiskowe samobójstwo?
*
Nazajutrz dostał dwie wiadomości.
Jedna była od Yaobenga, który domagał się, by Yi publicznie zadeklarował swoje poparcie dla polityki rządu chińskiego i zapewnił, że we wszelkich kontaktach z cywilizacją pozaziemską będzie brał pod uwagę przede wszystkim dobro Chin.
Zastanawiał się, jak odpowiedzieć w dyplomatycznym tonie, kiedy nadeszła druga wiadomość, o zupełnie przeciwnym wydźwięku. Pochodziła od nieznanego nadawcy i Shilan zastanawiał się, jak ów człowiek zdołał namierzyć jego prywatny kanał komunikacyjny.
– Dyrektorze! – powiedział bezosobowy głos. – Reprezentujemy Towarzystwo Obrony Ludzkości i błagamy, aby przerwał pan to szaleństwo! Musi pan sobie zdawać sprawę, że misja Perseusza ma kolosalne znaczenie dla przyszłości całej cywilizacji. Jesteśmy pewni, że portal stworzyła jakaś siła wyższa. Wierzymy, że chce ona sprawdzić, czy ludzkość rozwinęła się wystarczająco, by przejść na wyższy poziom egzystencji. Musimy pokazać, że jesteśmy nastawieni pokojowo, w przeciwnym razie grozi nam zagłada ze strony twórców portalu! Wiemy, że podziela pan nasze zdanie!
Yi usłyszał, jak drzwi jego kwatery otwierają się.
– Perseusz musi zostać całkowicie rozbrojony. Niech pan stanie po stronie dobra, chwały i pokoju – zakończył głos.
– Jakieś oszołomy – stwierdziła Susan, podchodząc do Shilana. – Proszę się nimi nie przejmować.
– Ma pani dostęp do mojej korespondencji – odrzekł.
To nie było pytanie: po prostu stwierdzał fakt.
– Zamierza pan odpowiadać?
Domyślił się, że system nie autoryzuje tej korespondencji.
– Nie – odparł po chwili.
*
– Ostatnia faza zbliżania rozpoczęta.
Powoli zacieśniali orbitę wokół Kuli, a widok z kamer Perseusza był transmitowany do kokpitu, więc trójka śmiałków czuła się tak, jakby lecieli nieosłonięci w kosmicznej próżni. Do ostatniej możliwej chwili mieli utrzymywać kontakt z centrum operacyjnym, gdzie zgromadzili się obserwatorzy ze wszystkich krajów świata i baz kosmicznych.
– Cały świat życzy powodzenia – jako ostatnia przemówiła sekretarz generalny ONZ, która też przybyła do centrum. – Niech los wam sprzyja…
Czarodziejska Kula w ogóle nie przypominała już kuli – wyglądała jak wielkie, czarne, okrągłe okno, na brzegu którego zakrzywione światło wymykało się ludzkiemu pojmowaniu.
– Chyba mi niedobrze – jęknął Paul.
Za to Susan wydawała się być w swoim żywiole.
– Kontakt za dziesięć sekund! No, chłopaki, miło było was poznać!
– Wzajemnie – stwierdził Yi, bardziej z przyzwyczajenia niż z serca. Nie wiedział, co powinien czuć w „ostatniej chwili”. Strach, podniecenie, jedno i drugie?
Okno wypełniało pół nieba. Okno? A może bezdenna studnia…
– …trzy, dwa, jeden!
Zacisnął powieki.
Nic się nie działo. Po kilkunastu sekundach odważył się otworzyć oczy.
Otchłań połknęła statek. Byli otoczeni nieprzeniknioną czernią – prawie z każdej strony. Jasny krąg za plecami Perseusza szybko się kurczył. Jakby rzeczywiście wlecieli do wnętrza studni, albo ogromnego, nieprzezroczystego worka.
Ale Yi zauważył coś jeszcze.
Jeden, bardzo blady punkt światła, trochę po prawej przed dziobem.
– Gdzie jesteśmy? – pierwsza odezwała się Susan. – We wnętrzu tunelu?
– Tunel nie powinien mieć „wnętrza” – odparł Shilan. – Jeśli nie zginęliśmy, jesteśmy po drugiej stronie… gdziekolwiek to może być.
– Hm… zdaje się, że nie można wejść na orbitę wokół Kuli w lustrzanym świecie. – Porucznik zaczęła manewrować. – Wylot tunelu odpycha statek.
– Trafiliśmy do pustego Wszechświata? – zapytał zdziwiony Paul, rozglądając się. – A może jesteśmy we wnętrzu jakiejś struktury? Słyszeliście o sferze Dysona?
– Też to widzicie, czy tracę rozum? – Shilan pokazał odległy punkt światła.
– Hm… rzeczywiście. Jedyna gwiazda w kosmosie.
– Zbliżenie!
Ekran ukazał powiększony obraz. Punkt okazał się jednorodną, białą kulą.
– Nie rozumiem – przyznała Susan.
– Daj mi usiąść. Komputer, roześlij chmurę. Zrób skany w podczerwieni, falach radiowych, grawitacyjnych…
*
Goff i Bassogog niecierpliwie czekali. Do kokpitu weszła też Stef, jako że etap występowania przeciążeń na razie mieli za sobą.
Widok na zewnątrz przyprawiał o zawroty głowy: nie była to zwykła czerń, ale barwa prawdziwej otchłani, z której nie wydostaje się najsłabszy promyk światła. Nawet na samym dnie Tartaru nie mogłoby być ciemniej.
– Nie jesteśmy w pustce – stwierdził wreszcie dyrektor.
– To już coś – przyznał Paul.
– Znajdujemy się w układzie białego karła. To właśnie kula białego światła, jedyna rzecz oprócz samego wylotu tunelu, którą widać gołym okiem. W układzie są też inne obiekty, ale karzeł świeci za słabo, żeby wyłowić je z ciemności. W podczerwieni jest trochę lepiej.
Obraz na ekranie zmienił się, ukazując cztery punkty w bezpośrednim sąsiedztwie gwiazdy.
– To planety. Jest jeszcze jedna, najbardziej wewnętrzna, ale stąd nie da się jej zobaczyć. Trzecia z planet ma jeden księżyc. I to wszystko, żadnych innych księżyców, planetoid, śladów cywilizacji, nic. Brak sztucznych emisji elektromagnetycznych.
– Trzecia z planet ma księżyc? Czekaj… chcesz powiedzieć, że…
– …to Ziemia? Nie. Ta planeta to gazowy olbrzym, czterdzieści razy cięższy od Ziemi, a jej księżyc jest malutki, dużo mniejszy od ziemskiego. Nie wyobrażam sobie, jak mogłoby dojść do takich zmian. Stef, może ty potrafiłabyś?
– Nie jestem w stanie podać żadnego procesu o podobnych skutkach.
– Widzisz. To nie jest Ziemia.
– A dalej? Inne gwiazdy?
– Są. Ale wszystkie bardzo, bardzo słabe.
Ekran zwiększył kontrast. Kilkaset czerwonawych punktów zapłonęło na niebie, a karzeł rozjaśnił się.
– Mgławice?
– Żadnych nie znalazłem.
– Możesz pokazać ten księżyc?
– Nie. Jest wykrywalny tylko pośrednio, z ruchu planety macierzystej. Niewidoczna planeta podobnie wpływa na gwiazdę. Ale sądząc po masie, oba te ciała mogą być wystarczająco duże, żeby podtrzymać istnienie życia… w każdym razie dawno temu. Trudno powiedzieć, jak gorąca była tutejsza gwiazda, zanim zamieniła się w białego karła, ale teraz na pewno jest już za zimno, by życie mogło przetrwać.
– Więc obcy stworzyli tunel, a potem przenieśli się gdzieś indziej, kiedy ich słońce zgasło?
– To mocno naciągana hipoteza…
Nie wspomniał, że ma już własną, znacznie mniej optymistyczną.
– Dobra na początek. – Susan dała do zrozumienia, że chce ponownie zająć fotel pilota. Shilan, ustępując miejsca, dodał jeszcze:
– Co do samego tunelu, rzeczywiście wygląda na drogę jednokierunkową. Zwróciliście uwagę, jak jasno świeci? Emituje całe promieniowanie, które wpada po drugiej stronie. Czasoprzestrzeń jest zakrzywiona, tak jakby, w odwrotną stronę… w każdym razie, nie da się tam wlecieć z powrotem. Nie da się nawet wysłać wiadomości radiowej.
– Spodziewaliśmy się, że tak będzie. – Paul westchnął. – Nie mamy wyjścia, musimy lecieć w stronę światła. Jak bezmyślne ćmy…
– Planeta z księżycem jest bliżej, ale i tak czeka nas przynajmniej trzymiesięczna podróż – oceniła porucznik, analizując obliczenia komputera. – Nie ma sensu, żebyśmy czekali tyle czasu i marnowali zasoby statku. Prześpimy się w hibernatorach.
*
Kiedy Perseusz znajdował się mniej więcej w połowie drogi, a jego załoga spała kamiennym snem, wylot tunelu nagle rozjarzył się, a potem zgasł. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez komputer pokładowy i przez Stef, która spróbowała je przeanalizować.
– Wygląda na to, że tunel był niestabilny – oznajmiła, kiedy Paul, Susan i Yi przebudzili się z hibernacji. – Zapadł się czterdzieści dwa dni po naszym przylocie, towarzyszyła temu bardzo silna emisja fal elektromagnetycznych i grawitacyjnych.
– Krążył wokół Słońca od Bóg wie ilu milionów lat, a zapadł się akurat teraz? – zdziwił się Paul.
– Nasze przejście mogło zaburzyć jego wewnętrzną równowagę. Nie wiemy wiele na temat tego, skąd się wziął i jak działał. Być może posiadał wewnętrzne instrukcje, nakazujące autodestrukcję po zaistnieniu określonych czynników…
– …na przykład wykryciu istot inteligentnych – dokończył Shilan.
– Więc może jednak ktoś nas oczekiwał?
– Wkrótce się dowiemy. Za trzy godziny wchodzimy na orbitę wokół księżyca – oceniła Susan.
*
Gazowy olbrzym, oświetlany przez białego karła, wyglądał bardzo ponuro: jednolita pokrywa chmur w szarożółtym kolorze. Żadnych pasów, huraganowych burz czy pierścieni. Na tle jednolicie czarnego, bezgwiezdnego nieba prezentował się wręcz surrealistycznie.
– Planeta-zombie – mruknął Bassogog.
– Słabe światło nadaje jej taki wygląd – odparł Yi.
– Wszystko jest martwe. Gwiazda, planety… Jak stary może być ten układ planetarny?
– Biały karzeł jest stosunkowo zimny. Bazując na danych, które posiadam, gwiazda tej wielkości i o tak niskiej temperaturze musi mieć ponad dziesięć miliardów lat. Górnej granicy wieku nie można ustalić.
Satelita planety również nie przedstawiał się imponująco. Shilan po cichu liczył na to, że okaże się jakimś sztucznym tworem, ewidentnym dowodem na istnienie w przeszłości zaawansowanej cywilizacji. Był to jednak zwykły glob ze skał i lodu, ponad dwukrotnie mniejszy od Księżyca, z mnóstwem kraterów uderzeniowych na powierzchni. Znowu rozesłali chmurę, by móc zbierać dokładniejsze dane.
– Nie widać żadnych miast… grawimetr nie wykrywa większych struktur pod ziemią…
– Jeśli kiedyś była tu cywilizacja, jej pozostałości mógł zasypać pył – zasugerował Paul. – Możemy prześwietlić cały księżyc?
– Skaner powinien dotrzeć na kilkadziesiąt metrów pod powierzchnię.
Zaczęli więc okrążać glob na niskiej orbicie, wypatrując jakichkolwiek tworów sztucznych pod warstwą pyłu. Przy którymś okrążeniu Shilan zawołał:
– Hej! Patrzcie!
Skaner pokazywał zakopany pod tonami regolitu znak „X” – ogromny, szeroki prawie na kilometr i wysoki jak piętrowy dom.
Przez chwilę wszyscy troje nie wierzyli własnym oczom, a potem zaczęli wiwatować i ściskać się nawzajem, chociaż Susan szybko się opamiętała.
*
Wylądowali przy samym znaku.
– W ogóle nie miałem pojęcia, że możemy lądować – przyznał Paul.
– Perseusz da radę też wystartować, grawitacja jest bardzo słaba. Na Ziemi nie powtórzylibyśmy tej sztuczki – uśmiechnęła się Susan. Trochę dziwnie było widzieć ją w pogodnym nastroju.
Założyli skafandry i wyszli na powierzchnię księżyca.
– Wygląda na to, że nasz „X” to naprawdę zwykły znacznik – stwierdził Shilan, przyglądając się dokładniejszemu skanowi otoczenia. – Pod centralną częścią jest mały bunkier. Szyb wychodzi na powierzchnię krzyża, ale to i tak dobre pięć metrów niżej. Właz jest… o, tutaj.
Stanął w miejscu, gdzie skaner pokazywał początek bunkra.
Czekał, ale nic się nie wydarzyło.
– Co ty robisz? – zapytał zaciekawiony Paul.
– Myślałem, że uruchomi się jakiś mechanizm… zresztą, nieważne. Musimy jakoś odkopać właz.
– Stef, jak silny wybuch odrzuci tę kupę piachu, ale bez uszkadzania bunkra? – zastanowiła się porucznik. Stef, stojąca pośród nich bez skafandra, stanowiła dziwaczny widok.
– Pocisk typu T6-Flame powinien być odpowiedni, wkopany na dwa metry i czterdzieści centymetrów.
– Chcecie zniszczyć właz?! – zdenerwował się Yi.
– Przecież powiedziałam wyraźnie: bez uszkadzania bunkra. Nie ufasz obliczeniom androida? Może weźmiesz łopatę i będziesz kopał? Nie odpowiadaj. I tak nie mamy łopat.
Nachmurzony dyrektor patrzył, jak jeden z dronów wytapia laserem wąski otwór w warstwie pyłu i umieszcza w środku pocisk. Potem wszyscy wrócili do statku, który miał ich osłonić przed eksplozją.
– Odpalaj – poleciła Susan, kiedy byli już w kokpicie.
Perseusz zatrząsł się lekko, a w górę wzbiła się fontanna regolitu. Przez chwilę było widać tylko szary pył. Kiedy opadł, wysłali najpierw drona, by obejrzał miejsce wybuchu.
Pośrodku krateru – wciąż lekko przysypany, ale już wyraźnie widoczny – tkwił właz.
– Wracamy – rzucił Yi.
– Zaczekaj… a co, jeśli to pułapka? Może w środku jest stężony kwas? Albo laser na fotokomórkę? – powstrzymał go Bassogog.
– Ja pójdę – odezwała się nagle Stef. – Zacznę od małego otworu i wpuszczę do środka Zwiadowcę.
– Zwiadowcę? Co to za nowe diabelstwo? – zdziwiła się Susan.
Android uniósł lewą rękę. Czubek palca wskazującego odłączył się od dłoni, wysunął sześć odnóży i skrzydła, po czym wzleciał w powietrze.
– No nieźle – mruknął Shilan..
– Mówiłem, że Stef dużo potrafi – ucieszył się Paul.
*
Ekran pokazywał dwa obrazy: jeden z kamery drona, który stanął w pewnej odległości od włazu, i drugi bezpośrednio z oczu Stef.
– Właz jest wykonany ze stali. Rozpoczynam wiercenie.
– Stal? Czy obca cywilizacja mogła wynaleźć taki sam stop, co ludzkość?
Shilan odchrząknął.
– Mogła. Ale czuję, że to nie jest wyjaśnienie…
Paul spojrzał na niego zdziwiony, ale nic więcej nie powiedział.
– Wiercenie zakończone. Z bunkra nie wydobywa się żadna substancja. Przełączam na Zwiadowcę.
Ukazał się widok z perspektywy owadopodobnego robota, który następnie wpełzł przez otwór i zaczął schodzić po ścianie.
Bunkier składał się tylko z szybu i okrągłego pokoju na dnie. Pomieszczenie miało średnicę kilkunastu metrów. Nie było tu wiele: pięć walcowatych postumentów, rozstawionych w nieregularnym pięciokącie, i kilka kupek pyłu na podłodze.
Na pierwszym postumencie znajdowała się jedynie kolejna kupka pyłu, aczkolwiek zauważalnie większa od pozostałych. Na drugim tkwił pierścieniowaty twór z małą naroślą w jednej części. Trzecim „eksponatem” była metalowa płytka, ustawiona na czterech kolcach.
– Pomysły? – zapytała cicho Susan. Mężczyźni pokręcili głowami.
Na czwartym postumencie stał zielonkawy kryształ.
– To chyba jakieś memo…
– Kryształ ma złożoną strukturę wewnętrzną, w której mogą być zapisane informacje, ale możliwości Zwiadowcy są ograniczone. Żeby to wszystko dokładniej zbadać, muszę sama zejść na dół.
Obiekt na piątym postumencie był podobny do numeru cztery, ale kryształ różnił się jednym szczegółem, na widok którego Shilan poczuł, że odpływa. Zrozumiał, że jego hipoteza była prawdziwa i ostatecznie utracił nadzieję.
Na krysztale wyryty był wizerunek postaci ludzkiej.
*
Pół godziny później całą czwórką opuścili się do bunkra na linie. Susan poleciła, by Stef najpierw zbadała ostatnie znalezisko.
– Zapisano tutaj wiadomość holograficzną. Znam kodowanie, stosowano je na Ziemi.
– Odtwarzaj – powiedział drżącym głosem Shilan.
Zobaczyli hologram wiekowego mężczyzny, siedzącego na prostym stołku.
– Witajcie. Mówi Xue Zhizhi. Nagrywam tu, w bunkrze, specjalnie dla was. Mam nadzieję, że kiedyś to odczytacie. Dyrektorze Yi, może pamięta pan małego Zhizhi… Mój ojciec pierwotnie miał lecieć z panem do tunelu, to znaczy do Kuli.
Yi poczuł, że po jego policzkach płyną łzy.
– Pani porucznik Goff. Panie Bassogog. Wszyscy troje pozostaniecie na zawsze w ludzkiej pamięci. Może nie uważacie się za bohaterów, ale my będziemy uczyć nasze dzieci o trojgu, którzy zniknęli w otchłani czasu.
Xue westchnął.
– Od początku. Jak pewnie zauważyliście, jeszcze zanim zniknęliście w Kuli, zainteresowanie nią było ogromne. Z jednej strony, duża liczba ludzi domagała się własnej szansy na “tunelowanie”. Wielu postrzegało to jako sposób na wyszukaną eutanazję, inni szukali Boga, kosmitów czy kogo tam jeszcze… Liczba chętnych rosła w szalonym tempie.
Z drugiej strony, podnosiły się głosy, że nieroztropnie było wysyłać uzbrojony po zęby statek na potencjalne spotkanie z wysoko rozwiniętą cywilizacją. Obawiano się kontrataku, boskiej kary. Zaczęło dochodzić do zamieszek i starć między obiema grupami. Atmosfera z dnia na dzień pogarszała się.
Wreszcie ktoś wpadł na pomysł, jak uciszyć pierwszych i zadowolić drugich. Wystrzelono najsilniejszą bombę, a tunel zapadł się pod wpływem detonacji. Na nic zdały się zapewnienia wszystkich fizyków świata, że był jednokierunkowy.
Mijały lata, modele matematyczne stawały się coraz lepsze, i w końcu zrozumieliśmy, że wylot tunelu musi znajdować się w tym samym miejscu, co jego wlot, ale w odległej przyszłości. Nadal nie wiemy, w jak odległej, bo równania czasowe dla Kuli są dużo bardziej złożone niż przestrzenne.
Aż wreszcie któregoś dnia Ziemia okazała się zbyt ciasna dla trzech Imperiów. Wybuchła wojna i… – Przerwał na chwilę. Kiedy ponownie podjął wątek, mówił znacznie ciszej. – Pięć lat budowaliśmy arki, żeby uciec z Ziemi przed wojną, ale nie zdążyliśmy. Tylko jedna dała radę, nasza, bo pompowano w nią najwięcej pieniędzy. Wystartowała jako pierwsza i ostatnia, a kilka dni później zaczęło się bombardowanie. Nie odbieramy żadnych sygnałów, ani z Marsa, ani z Księżyca. Chyba zostaliśmy ostatnimi ludźmi we Wszechświecie. Arka Czternaście, sześć tysięcy pasażerów.
Zapadło milczenie.
– Chryste – szepnął Bassogog.
– Ale pamiętaliśmy o was! – zawołał Xue, podnosząc się ze stołka. – Lecimy na Tau Ceti, spróbujemy odbudować ludzką cywilizację. Po drodze przystanęliśmy tu, na Iapetusie, żeby uzupełnić zapasy wody, surowców, i zostawić wiadomość.
O ile wiemy, ze wszystkich ciał niebieskich w Układzie Słonecznym ze stałą powierzchnią, Iapetus ma najbardziej stabilną orbitę i powinien krążyć wokół Saturna długo po śmierci Słońca. Postawiliśmy wielki znak X, wykopaliśmy bunkier. Memo z tym nagraniem zostawiamy w środku. – Podszedł do czwartego postumentu. – Drugie memo to wiadomość dla obcych cywilizacji, o ile jakieś istnieją… historia ludzkości, kultura, różne pierdoły.
Potem mężczyzna przeszedł na drugą stronę bunkra.
– Zrobiliśmy też trzy zegary, żebyście przynajmniej wiedzieli, jak długo was nie było. Pierwszy to najbardziej niezawodny model kwantera, jaki stworzyła ludzkość. Producent twierdzi, że powinien działać przez ponad sto tysięcy lat.
– Przecież tam nic nie ma!
Stef przezornie zatrzymała nagranie. Susan powoli zbliżyła się do postumentu, przy którym stał znieruchomiały hologram Xue.
– Tylko kupka pyłu! Gdzie się podział kwanter?
– Może producent trochę przeholował – spróbował zażartować Paul.
Nikt się nie zaśmiał. Po chwili wiadomość została wznowiona.
– Drugi to „licznik wieków”, mój autorski projekt. Rdzeń uranowy dostarcza zasilania, informacja płynie w pierścieniu nadprzewodzącym. Żadnych ruchomych części, czyli zero tarcia. Nadprzewodnik oznacza też, że nie ma strat energii. Ten zegar będzie działał tak długo, aż uran się nie wyczerpie, prawdopodobnie przez miliardy lat.
Susan obejrzała drugi postument i dotknęła ostrożnie pierścienia.
– Stef, czy tu jest promieniowanie?
– Nie wykrywam żadnych emisji. We wnętrzu urządzenia jest kryształ pamięci, możemy go wyjąć i zbadać. Ale rdzeń wydaje się zużyty, prawdopodobnie w całości zamienił się w ołów.
Umilkli. Nie było słów, które mogłyby wyrazić, co teraz czuli.
– Jeśli i to zawiedzie, trzeci zegar jest najprostszy i najtrwalszy. Stugramowa płytka z samaru-147, oczyszczona tak dokładnie, na ile pozwala aparatura na pokładzie Arki. Kolce z syntetycznego diamentu ograniczają dyfuzję z podłożem do minimum. Kompozytowy materiał krzyża, postawionego nad bunkrem, zatrzymuje promieniowanie kosmiczne. Zegar powinien działać… no, o ile leżenie można nazwać działaniem… dłużej, niż Iapetus pozostanie na swojej orbicie.
Susan nie odważyła się podejść do płytki. Stef sama pobrała próbkę i przeanalizowała ją.
– Skład: 99.98% neodymu i 0.02% samaru. Materiał przeszedł przez ponad dwanaście cykli połowicznego rozpadu. Samar-147 ma okres półtrwania wynoszący sto sześć miliardów lat. Szacunkowy czas zmierzony przez ten „zegar” wynosi 1,29 biliona lat.
– Jaja sobie robisz…?
– Powiedziałem chyba już wszystko – zakończył hologram. – Nagrywał Xue Zhizhi, dwudziestego czerwca roku 2156. Pokój z wami, ludzie.
Paul chyba jeszcze niezupełnie wierzył w to, co usłyszał.
– Zaraz… Że niby nadal jesteśmy w Układzie Słonecznym? Słońce jest białym karłem? Ale Shilan mówił, że znalazł pięć planet… A ten gazowy olbrzym to Saturn? Trzeci od Słońca? Gdzie jest Ziemia?!
– Umierające Słońce dawno zniszczyło trzy wewnętrzne planety – rzekł Yi martwym głosem. – Ziemia nie istnieje od biliona lat.
*
Nie odzywali się w drodze powrotnej do statku.
– Wiecie co? – zagadnął w końcu Paul, kiedy znaleźli się w środku. – Też polećmy na Tau Ceti. Może ludzie jeszcze tam są?
– Nie wyobrażam sobie, jak wyglądałaby ludzka cywilizacja po bilionie lat ewolucji. Żadne z nas nie może sobie tego wyobrazić. Bylibyśmy tam bardziej obcy, niż bakterie w naszym świecie – mruknął Shilan. – Ale już pomijając ten drobiazg, nie wiemy nawet, gdzie obecnie jest Tau Ceti. Minęło tyle czasu… Może być po drugiej stronie Galaktyki. No i też zamieniła się w białego karła, jak Słońce. Większość gwiazd, które znaliśmy, zgasła.
– Dlatego niebo jest takie ciemne…
– Małe gwiazdy żyją bardzo, bardzo długo. Na przykład Proxima Centauri powinna jeszcze świecić, ale nie mamy żadnych szans, żeby ją znaleźć.
– Ale skoro nie obcy stworzyli Kulę… to kto?
– Nie mam pojęcia. Może tunele czasoprzestrzenne powstają same z siebie?
Znowu umilkli. Atmosfera zrobiła się bardzo ciężka. O czym można rozmawiać, kiedy od dawnego życia minęła – dosłownie – cała wieczność?
Ciszę znowu przerwał Paul.
– Zdaje się, że wspomniałeś o niewidocznej planecie.
– Prawdopodobnie Mars… a raczej jego resztki. W zasadzie możemy tam polecieć, nie mamy chyba nic lepszego do roboty…
– Jeśli wylądujemy na Marsie, to będzie koniec wycieczki – powiedziała ponuro Susan. – Silnik był zaprojektowany na start z Księżyca… ha, teraz nawet nie ma z czego startować!
Zaczęła się histerycznie śmiać. Po chwili śmiech przeszedł w płacz.
– Tunel nie był niestabilny! Rozwalili go! – wyszlochała. – A ludzie chcieli lecieć za nami! Założę się, że to była amerykańska bomba! Nie cierpię pieprzonych Amerykanów!
W normalnych okolicznościach Yi byłby wstrząśnięty, słysząc takie słowa z ust Amerykanki. W dodatku porucznik najwyraźniej słyszała, kiedy sam tak powiedział. Teraz jednak czuł, że nic go już nie zdoła zdziwić.
– Utknęliby w przyszłości, bez żadnych szans na ratunek, bez uzyskania odpowiedzi, których tak pragnęli. Nie, Susan, według mnie postąpiono słusznie. Przynajmniej tylko my musimy teraz cierpieć.
Nie odpowiedziała. Przez pewien czas było słychać tylko cichy szloch.
– Stef, jeśli ludzkość przetrwała, gdzie mogą teraz być?
Shilan z uznaniem spojrzał na Paula. Facet naprawdę nigdy się nie poddawał.
– To bardzo trudne pytanie. Zaawansowana technologicznie cywilizacja potrzebuje silnego źródła energii, a słabe gwiazdy nie dostarczają jej zbyt wiele. Potencjalnie najlepszym rozwiązaniem jest centralna czarna dziura Galaktyki.
– Czarna dziura może zasilać cokolwiek?
– Tak… – Yi poczuł, że w jego sercu pojawia się iskierka nadziei. – Rzeczywiście, to jest jakiś pomysł. Centrum Galaktyki na pewno łatwiej znaleźć niż jakąś losową gwiazdę. Można by prześledzić ruchy własne naszych gwiezdnych sąsiadów. Ale czarna dziura musi być tysiące lat świetlnych stąd – zmartwił się.
– Perseusz ma sporo paliwa, ale na lot przez milenia nie wystarczy…
– Do jakiej maksymalnej prędkości moglibyśmy się rozpędzić?
– Trzech procent prędkości światła, przy założeniu, że drugie tyle wodoru zostanie zużyte przy hamowaniu.
– A bez tego założenia? Gdyby cały wodór przeznaczyć tylko na rozpędzanie się? Nie wliczaj nawet systemów podtrzymywania życia.
– Osiem procent prędkości światła mogłoby być osiągalne.
– Dobra, słuchajcie – rzekł Shilan. – Mam plan.
*
Wszyscy troje zgodnie ustalili, że tak będzie najlepiej.
Zanim odlecieli z Iapetusa, wyrzucili przez śluzę większość rzeczy, które nie były integralną częścią Perseusza, by uczynić go jak najlżejszym – w tym całe uzbrojenie. Ostatnia bomba w historii ludzkości nigdy nie wybuchła. Wypalili laserem na ścianie bunkra swoje nazwiska, a także numer seryjny androida, i jedno dodatkowe zdanie: Lecimy do centrum Galaktyki.
Zabrali tylko memo, które było przeznaczone dla nich, resztę przedmiotów zostawili.
Sama obecność drugiego kryształu wskazywała, że żadna inna cywilizacja nie dotarła do Układu Słonecznego – a bilion lat to szmat czasu na przeszukanie nawet całej galaktyki, więc obcy albo nie istnieją, albo nie są zainteresowani eksploracją. Szanse, że to właśnie ludzkość mogła kontrolować centralną czarną dziurę, odrobinę rosły.
– Wiecie – odezwała się Susan, kiedy szykowali się już do hibernacji – myślałam, że będę się bać tego momentu. Ale się nie boję. Nie miałam prawdziwej rodziny na Ziemi. Chyba właśnie dlatego z całej eskadry Harpii wybrali mnie… bo nic nie zostawiałam za sobą.
– Też się nie boję – dodał Paul. – Oboje straciliście nadzieję, ale nie ja.
Shilan uśmiechnął się.
– Uczyli dzieci o trzech śmiałkach. Wcale nie straciłem nadziei. Ludzie potrafią przetrwać wszystko.
Susan tylko pokiwała głową.
Wyściskali się nawzajem. Wszystko już zostało powiedziane.
– Do zobaczenia po drugiej stronie śmierci, Stef – rzucił jeszcze Bassogog. Android ukłonił się, niezmiennie rozpromieniony. Shilanowi przemknęło przez głowę, że robot cieszy się z nowych uprawnień, jako że Susan przekazała mu pełny dostęp do komputera.
Potem Yi Shilan, Susan Goff i Paul Bassogog zasnęli w objęciach hibernatorów.
Temperatura na pokładzie zaczęła spadać. Wkrótce była niższa od temperatury we wnętrzach kapsuł i Stef mogła je wyłączyć. Stopniowo odłączała inne systemy statku, by reaktor pracował jak najdłużej.
Potem android przełączyła się w tryb oszczędzania energii i trwała w nim przez pół roku.
Przemieszczenia niektórych gwiazd na nieboskłonie były już wtedy mierzalne przez czułe teleskopy statku. Na ich podstawie Stef obliczyła przybliżone położenie czarnej dziury, zbadała ten rejon nieba i znalazła punkt, który bardzo mocno zakrzywiał tory pobliskich gwiazd. Następnie skierowała Perseusza w stronę jądra Galaktyki.
Wreszcie, kiedy wszystko było gotowe, podpięła własny rdzeń do układu napędowego, przekazując mu resztę energii i wyłączając się. Zanim statek zużył cały wodór, osiągnął prędkość niemal dwudziestu sześciu tysięcy kilometrów na sekundę.
Troje śmiałków i jeden robot spali śmiertelnym snem, lecąc przez zimną pustkę kosmosu. Wierzyli, że jeśli u celu jest cywilizacja, która przetrwała tak długo, na pewno zdoła wyhamować Perseusza i ożywić jego pasażerów. Mieli przed sobą ćwierć miliona lat podróży… ale cóż to znaczy wobec czasu, który już minął, i wieczności, która jeszcze ich czekała?
*
Wyobraź sobie:
Jesteś sztuczną inteligencją.
Od miliardów cykli opiekujesz się potomkami cywilizacji zwanej „ludzkością”.
Najwyższy cel: stabilność. Najdrobniejsza zmiana mogłaby doprowadzić do katastrofy. Pilnujesz, by nic się nie zmieniało. Nigdy. Tylko dzięki temu jeszcze istniejesz, mimo iż gwiazdy stopniowo gasną, a entropia nieubłaganie przejmuje kontrolę nad Wszechświatem.
Wszystkie jednostki egzystują w rzeczywistości wirtualnej. Sekunda po sekundzie, cykl po cyklu, żyją swoim szczęśliwym życiem. Tak było, tak jest i tak będzie. Zawsze.
Twój świat czerpie energię bezpośrednio z czarnej dziury w centrum Galaktyki. Masz sieć czujników, rozciągającą się na tysiące lat świetlnych, wykrywającą wszelkie zakłócenia.
Jeden z czujników właśnie znalazł nieznany obiekt, który zmierza w stronę twojego świata.
Skanujesz przybysza. To metalowa kapsuła z pewną liczbą urządzeń na pokładzie, nie wykazująca jednak żadnej aktywności. Wewnątrz znajdują się też trzy konglomeraty bardzo złożonej chemii.
Przeszukujesz bazę danych. Dochodzisz do wniosku, że konglomeraty to „formy biologiczne”.
Nie zastanawiasz się. Ta kapsuła mogłaby oznaczać zmiany, a ty nie możesz ryzykować. Zachowanie stabilności ma priorytet.
Impuls lasera zmienia obiekt w chmurę pojedynczych atomów. Jednostki nigdy nie dowiedzą się o jego istnieniu.